Koniec tragedii początkiem nowej
Często słyszymy, że główną przyczyną II wojny światowej był koniec pierwszej. Po ustaleniach pokojowych państwu niemieckiemu zadano pokaźne straty terytorialne, jak również nałożono na nie dotkliwe ograniczenia militarne i kolosalne reparacje wojenne, co w dobie wielkiego kryzysu do władzy wyniosło NSDAP, ugrupowanie jawnie sprzeciwiające się ustaleniom wersalskim. Zatem pozorne zakończenie jakieś tragedii może być przyczynkiem nowej. Nie inaczej było z losami Górnego Śląska.
Jedenastego listopada zakończyła się Wielka Wojna, w której zginęło 56 tyś. Górnoślązaków. Jednak zakończenie tego konfliktu wcale nie oznaczało dla mieszkańców Górnego Śląska końca kłopotów. To właśnie na mocy traktatu wersalskiego, czyli układu pokojowego kończącego I wojnę światową, miał zostać rozpisany na Górnym Śląsku plebiscyt. Po wojennych trudach Górnoślązacy zostali wciągnięci w konflikt pomiędzy odradzającym się państwem polskim a Niemcami. Rozpoczęła się okrutna walka polityczna, która doprowadziła do konfliktu zbrojnego gdzie po dwóch stronach barykady stanęli ludzie połączeni rodzinnymi więzami.
Kolejną tragedią był podział Górnego Śląska, gdzie granice państwowe przebiegały przez podwórka, ulice czy domy. Nagle jeden organizm kulturowy i gospodarczy został przedzielony granicą pomiędzy państwami, które jako argumentu w stosunkach dwustronnych posuwały się do wojny celnej. W tym czasie na drodze codziennych, rodzinnych odwiedzin na Górnym Śląsku stanęła granica państwowa. Zdarzało się, że jedna linia tramwajowa kilkakrotnie ją przekraczała.
Czy Górnoślązacy mają co świętować 11 listopada? Pewnie powroty do domu po demilitaryzacji – jako jeden ze skutków zakończenia wojny, były rodzinnymi świętami. Trochę później mogli chyba świętować tylko ci, którym zależało na znalezieniu się po plebiscycie akurat w tym państwie, w którym się znaleźli. Z dzisiejszej perspektywy wiemy, że żadne z państw nie dotrzymało obietnic składanych przed plebiscytem. Autonomia nadana jeszcze przed nim, była od zamachu majowego na wszystkie możliwe sposoby ograniczana, a rozczarowania międzywojenną rzeczywistością nie kryli nawet ci, którzy walczyli w plebiscytowej zawierusze na barykadach. Oba państwa w ciągu kilkunastu lat straciły swój demokratyczny charakter. W Polsce rozpoczęły się rządy sanacji, a Niemcy przeobraziły się w państwo totalitarne. W obu państwach opozycję zsyłano do obozów.
W Rzeczypospolitej Polskiej święto 11 listopada zostało ustanowione na krótko przed wojną przez autorytarną władzę sanacyjną i odbyło się tylko dwa razy. Dopiero po 1989 roku święto powróciło. Z jakiego powodu? Czyżby dwuletni przedwojenny epizod ustanowiony przez władzę, która dokonała zamachu stanu na państwo polskie wystarczył? Dlaczego 11 listopada a nie np. 7 października, kiedy to Rada Regencyjna ogłosiła niepodległość Polski? Rozważania te zostawmy polskim historykom i innym specjalistom. Dla Górnoślązaków, całej Europy i niektórych państw spoza niej, 11 listopada był przede wszystkim dniem zakończenia wielkiej, okrutnej wojny, w której po raz pierwszy użyto broni chemicznej, samolotów, okrętów podwodnych i czołgów.
Mnie, jako Górnoślązakowi, 11 listopada kojarzy się z corocznymi warszawskimi marszami, manifestacjami i starciami. Wśród moich znajomych ta data również nie ma żadnego znaczenia poza tym, że jest to dzień wolny od pracy, można zrobić porządki w mieszkaniu, a w TV z warszawskich ulic jest relacjonowana srogo haja.
Mariusz Wons